Reklama

Volkswagen T4 z rekordową ładownością. Na wadze wychodzi 1700 kg

Volkswagen T4 z rekordową ładownością. Na wadze wychodzi 1700 kg

Marcin pochwalił się swoim Volkswagenem T4 z rekordową ładownością. Na wadze masa własna nie przekracza 1700 kg!

Piękna, ponadczasowa linia i rozpoznawalne przez każdego fana motoryzacji detale. Testarossa też spoko 😉

Stali Czytelnicy dostawczakiem.pl co jakiś czas raczeni są przeze mnie artykułami o kolejnym przeładowanym busie, który nawet na pusto przekracza magiczną barierę 3500 kg.

Tym razem jednak mam dla Was coś z zupełnie innej bajki, a dokładnie pomoc drogową na bazie Volkswagena T4, które ma mieć – jak zarzeka się Marcin, właściciel „T4-ki” – 1800 kg ładowności. Czy to w ogóle możliwe? Według mnie jak najbardziej, ale po kolei.

Reklama

Zacznijmy od tego, że Marcin kilkukrotnie ważył swojego Transportera z DMC określonym na 3500 kg i zawsze masa własna pojazdu oscylowała w granicach 1700 kg (na pusto, bez kierowcy, 50% paliwa w baku), co zresztą widać na załączonym zdjęciu głównym.

No dobra, zatem Czytelnik dostawczakiem.pl może pochwalić się naprawdę nieosiągalnym dla zdecydowanej większości pojazdów ładownością, ale dalej nie wiecie, skąd taka niska masa.

Oryginalny Baldinger Fahrzeugbau: rama za kabiną i najazd w 100% z aluminium

Niby „golas”, ale wspomaganie kierownicy, radio i obrotomierz jest. Początkowo auto stało w Polsce i czekało na regenerację turbosprężarki. Od lutego zrobiło już 15 000 km.

Otóż „T4-ka” Marcina to owoc pracy Baldinger Fahrzeugbau, czyli szwajcarskiego zabudowcy z siedzibą w mieście Urdorf, który od lat słynie z konwersji Transporterów: od T4, poprzez T5, na T6 oraz T6.1 kończąc.

Po pierwsze sama baza, czyli VW T4 to odpowiedni model do bicia rekordów w kategorii niskiej wagi. Ponadto wyśmienity wynik na wadze to także zaleta zastosowania aluminiowej ramy zaraz za kabiną oraz wykonanego z tego samego lekkiego materiału najazdu.

Warto dodać, że 1700 kg masy własnej to także kwestia ubogiego, jak na dzisiejsze standardy, wyposażenia żółtej Teczki.

Wyprodukowany w 1997 roku Transporter posiada na wyposażeniu ABS, radio i poduszkę powietrzną kierowcy. Żadnych klimatyzacji, elektrycznych szyb i lusterek z podgrzewanym wkładem, ani nawet zamykanego schowka na desce rozdzielczej.

Nawet wyciągarka z syntetyczną liną nie posiada ruchomego łoża a pod najazdem nie znajdziemy żadnych skrzynek na pasy czy narzędzia lub zbiornika z wodą i zasobnikiem na mydło.

A Szwajcar myślał, że silnik jest uszkodzony…

Marcin osobiście sprowadził ze Szwajcarii swoją :”T4-kę” 3 lata temu z „nalotem” 340 000 km. Tylne koła na tandemowej osi mają rozmiar 12 cali.

Marcin chwali się, że na pusto 102-konny silnik 2.5 TDI spala 6,5 litra na 100 kilometrów!

A propos jednostki napędowej, to Marcin kupił widoczną na zdjęciach „T4-kę” od poprzedniego właściciela, który był przekonany, że ma uszkodzony silnik.

Z książki serwisowej wynikało, iż w aucie wcześniej zamontowana została nowa turbinka za bagatela 2500 franków szwajcarskich, ale wytrzymała ona tylko 5000 kilometrów.

Transporter stał u Marcina przez dłuższy czas aż w końcu udało się zregenerować niby wymienioną turbinę za 550 złotych i od tamtej pory Marcin wozi po Polsce cięższe lub lżejsze auta do klientów.

O dziwo, jeszcze ani razu nie zdarzyło się, że żółta Teczka wpadła w oko patrolowi „drogówki”. Ani razu też żółty Volkswagen z zabudową Baldinger Fahrzeugbau nie był ważony przez inspektorów ITD. Ciekawe, jakie mieliby miny widząc, że wszystko jest na legalu, chociaż na najeździe „siedzi” np. amerykański pick-up 😉

Źródło zdjęć: Marcin

Podziel się:
2

Odpowiedzi

Napisz tu swoją opinię

  1. Lc

    zamintowana!!! została nowa turbinka poprawcie tekst

    1. dostawczakiem.pl

      Dzięki za czujność! Poprawione 🙂

Komentarze zamknięte.