„Krokodyl” w rozmowie z dostawczakiem.pl mówi wprost m.in. o tym ile waży bus ITD i co sądzi o starcie szefa GITD z listy PiS.
Od dłuższego czasu chciałem, aby powstał taki materiał. Inspektorów Transportu Drogowego pełniących swoje obowiązki na polskich drogach jest około 450. Zazwyczaj nie cieszą się sympatią kierowców busów, ciężarówek czy autobusów, ale taką mają pracę i robią dokładnie to, do czego została powołana ta formacja w 2001 roku.
Mój rozmówca zastrzegł sobie pełną anonimowość, zatem nie zdradzę ani jego stopnia służbowego, ani tego w której części kraju pracuje. Chciałem też dodać, że wykorzystane w tym materiale zdjęcia czy grafiki nie mają żadnego bezpośredniego powiązania z moim rozmówcą.
Czy kontrolowani przez Ciebie kierowcy naprawdę są tacy cwani i chojrakują? Czy to tylko na Facebooku kozakują pisząc czasem mało kulturalne komentarze o „Krokodylach”? A może rzeczywiście busiarze mówią coś w stylu: „Przeładowany? Przykro mi strasznie. Coś jeszcze, bo na doładunek lecę?”.
– Raczej kultura, są przypadki, ze nastawieni są niechętnie, ale jak widzą, że nie szukamy kwadratowych jaj, to zmieniają też podejście.
Kilka miesięcy temu pisałem na łamach dostawczakiem.pl o akcji informacyjnej Związku Zawodowego Inspekcji Transportu Drogowego, który poprzez billboardy zlokalizowane w stolicy chciał zwrócić uwagę na problemy inspektorów ITD, jakim jest brak przywilejów emerytalnych, które posiadają np. funkcjonariusze policji.
– Pracujemy tak jak inne służby od rana do nocy. Mamy broń, jeździmy pojazdem uprzywilejowanym, ale nie jesteśmy służbą mundurową, tylko urzędnikami.
Rozumiem, że Ty też chciałbyś, aby to się zmieniło. Bo rzeczywiście transport „idzie” także nocą i w święta ,więc i „Krokodyle” pracują na drogach w różnych godzinach a nie tylko od 7:30 do 15:30.
– Dokładnie. Pracujemy jak policjanci czy służba celno-skarbowa. Ale tylko my prowadząc kontrole robimy to „po całości”: weryfikacji dokumentów po sprawdzenie stanu technicznego pojazdu. A funkcjonariusze celno-skarbowi często tylko dokumenty sprawdzi i do widzenia.
– My, jako inspektorzy ITD, prowadzimy kontrole od momentu zatrzymania na drodze i kończymy ją nierzadko wydaniem decyzji administracyjnej. Nie mamy osób, które za nas tę decyzję napiszą. Wycofujemy pojazdy z ruchu, kierujemy kierowców na badania, zabieramy prawa jazdy, prowadzimy kontrole w przedsiębiorstwach. Naprawdę wiele rzeczy robimy sami.
W ostatnich wyborach z listy Prawa i Sprawiedliwości startował Alvin Gajadhur, Główny Inspektor Transportu Drogowego. Szef GITD chciał zostać senatorem, mandatu jednak nie otrzymał. Jak to komentowaliście między sobą w środowisku inspektorów ITD? Czy według Was szef GITD startując w wyborach parlamentarnych z listy partii rządzącej upolitycznił Waszą formację?
– W oczach przewoźników i samych kierowców może to tak wyglądać. My jako inspektorzy mamy być apolityczni a „góra” robi i tak swoje. Więc szkoda gadać na ten temat.
Skoro już jesteśmy przy GITD, to czy współpraca wojewódzkich inspektoratów z „centralną” dobrze się układa? Bo może nie wszyscy mają świadomość, że „Krokodyle” prowadzący w większości kontrole na drogach podlegają wojewodom, a inspektorzy podlegli bezpośrednio GITD kontrolują opłaty e-TOLL czy jeżdżą nieoznakowanymi radiowozami z wideoradarami działając w ramach systemu CANARD (Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym), ale czasem też zatrzymują busy czy ciężarówki do kontroli.
– Koledzy z GITD mają ograniczone możliwości i wkurza nas to, że czasami podejmują się rzeczy, o których nie mają pełnej wiedzy. Ich kontrole kończą się inaczej niż my byśmy to zrobili.
– Oni robią tylko proste „tematy” i dają mandaty za złamanie zasad kodeksu drogowego a my idziemy na UTD („Ustawa o Transporcie Drogowym” przyp. red.) i na przykład za usterkę niebezpieczną wszczynamy postępowanie administracyjne – na przewoźnika 2000 zł i kolejne 500 zł dla zarządzającego plus kara dla kierowcy – prowadzenie pojazdu niesprawnego technicznie to mandat od 20 do nawet 3000 zł. U tych z GITD jest tak, jak u policjantów, czyli najczęściej tylko kierowca dostaje mandat.
Powiedziałeś, że „mają ograniczone możliwości”. Możesz doprecyzować? Inspektorzy podlegli GITD nie mają odpowiedniej wiedzy?
– My jako WITD prowadzimy kontrole od kątem Prawa o Ruchu Drogowym, Ustawy o Transporcie Drogowym, sprawdzamy transporty pod kątem ATP (Umowa o międzynarodowych przewozach szybko psujących się artykułów żywnościowych i o specjalnych środkach transportu przeznaczonych do tych przewozów przyp. red.).
– Do tego kontrolujemy ADR, odpady, transport zwierząt, SENT (System Elektronicznego Nadzoru Transportu przyp. red.) czy przewóz osób.
Zapytam wprost: koledzy podlegli GITD lepiej zarabiają niż inspektorzy podlegli jednemu z 16 Wojewódzkich Inspektoratów Transportu Drogowego?
– Porównując ich i naszą pracę, twierdzę, że tak. I – z tego co widzę – szybciej też awansują.
Chyba to frustruje chłopaków z rozsianych po całej Polsce oddziałów WITD, bo to głównie Wy odwalacie najczarniejszą robotę na drogach. Bo – nie oszukujmy się – kierowcy nie darzą Was większą sympatią.
– Patrząc na zarobki w stosunku do pracy, to tak niestety jest. Ale my jednak mamy większą satysfakcję, że możemy jakościowo więcej zdziałać. Bo w transporcie jednak dużo zależy od przedsiębiorcy a nie od kierowcy. Jak przewoźnik skąpi kasę na swoje pojazdy, to nie oni a ich kierowcy ryzykują i siadają za kierownicę przemierzając tygodniami Europę.
– Ale często jest tak, że jeżeli ze stanem technicznym samochodu jest coś nie tak, to i różne „zawirowania wychodzą też z dokumentami.
W busach na licencji wspólnotowej są oficjalne widełki wpisane w Ustawę o transporcie drogowym: za przekroczenie DMC np. o ponad 20% karę dostaje też przewoźnik, równe 2000 zł. Ale i podczas tej samej kontroli i sam kierowca może zostać ukarany grzywną do 3000 zł, lecz to już za art. 97 Kodeksu wykroczeń.
– Dokładnie tak.
Ale co ciekawe w znowelizowanej „Ustawie o transporcie drogowym” za przekroczenie DMC busa wykonującego zarobkowy międzynarodowy transport drogowy rzeczy nie grozi za to ani PN (poważne naruszenie przyp. red.), ani BPN (bardzo poważne naruszenie przyp. red.) czy NN (najwyższe naruszenie przyp. red.).
Czyli przewoźnikom korzystającym z busów od 2,5 do 3,5 tony DMC/DMCZ nic nie grozi poza karą finansową. Nie ma podstawy prawnej do utraty dobrej reputacji, która w konsekwencji może doprowadzić do wszczęcia procedury cofnięcia wypisów z licencji wspólnotowej i zawieszenia wydawania dodatkowych wypisów z licencji wspólnotowej dla kolejnych pojazdów.
– Sądzę, że ta sytuacja potrwa do czasu aż „Warszawa” się obudzi.
Czy kategoria prawa jazdy B powinna pozwalać na prowadzenie pojazdów o większym nic 3,5 tony DMC? Sporo moich Czytelników chciałoby, żeby ten limit dochodził do 7,5 tony, inni byliby zadowoleni nawet ze zwiększenia limitu do 4,25 tony.
– Sądzę że nie. Chyba, że jakieś dodatkowe szkolenia kierowcy musieliby przechodzić, co byłoby odnotowane w prawie jazdy. To wtedy to 4250 kg mogłoby być całkiem ok. Bo jak ktoś windę dołoży do busa, to jednak masa własna wzrasta a maleje ładowność. A tak przy 4250 kg DMC jeszcze coś można załadować.
Wiecie doskonale, że część busów ma fabrycznie np. 7-tonowe DMC, ale – żeby obejść tacho, opłaty drogowe i podatki – są porejestrowane na 3,5 tony.
– Fakt, niektóre mają technicznie 7 ton, ale skoro jest bus zarejestrowany na 3,5 tony, to idziemy w kierunku 3,5 tony. Wszystko zgodnie z „papierem”. A jak się coś nie zgadza z wagą, to ważymy i jak mamy podstawę do tego, że jest niezgodność stanu faktycznego z „papierem”.
– Ponadto zakazujemy dalszej jazdy i jeśli dojdzie do kolizji czy wypadku z udziałem takiego pojazdu, to w systemie wyjdzie, że nie powinien on poruszać się po drodze, bo został zatrzymany. Ubezpieczyciel nie wypłaci odszkodowania. Wiem, że firmy ubezpieczeniowe ciągną takie sprawy w tym kierunku.
Wysłałem kiedyś oficjalne pismo do GITD i nawet telefonicznie potwierdziłem czy otrzymali korespondencję w sprawie realnej masy inspekcyjnych busów. Od lat część kierowców i przewoźników sugeruje, że radiowozy ITD, tak jak i spora część karetek, nie mieści się w limicie 3,5 tony dopuszczalnej masy całkowitej. Niestety, nie doczekałem się odpowiedzi ze strony GITD. Zatem może zwykły „Krokodyl” będzie miał ochotę odpowiedzieć na pytanie: ile faktycznie waży inspekcyjny bus?
– Inspekcyjny MAN TGE 3.180 mieści się w granicach 3250-3350 kilogramów.
Kompletne wyposażenie inspekcyjne na zabudowie, paliwo w baku i dwóch inspektorów w aucie?
– Tak, mimo wszystko mieścimy się w 3,5-tonowym DMC.
Za stan techniczny firmowego dostawczaka jeżdżącego przykładowo w hurtowni budowlanej odpowiada podczas kontroli kierowca. Zapytam wprost: czy prawo powinno zostać zmienione w tej kwestii?
– Jak ktoś ma firmę i auta są porejestrowane na firmę to jednak ta firma powinna odpowiadać a nie kierowca, który przecież za własne pieniądze nie wymieni kompletu łysych opon na nowe w nie swoim przecież busie.
Masz od lat uprawnienia diagnosty i takich osób z takimi uprawnieniami diagnosty samochodowego jest naprawdę sporo wśród innych inspektorów pracujących w wojewódzkich inspektoratach. Czy nie myślałeś o zmianie pracy?
– Nie. Praca inspektora podoba mi się, ciągle coś się dzieje. Są naprawdę ciekawe przypadki, czasem trudne, czasem łatwe, ale na pewno jest ciekawiej niż na stacji diagnostycznej, gdzie bym siedział i czekał aż ktoś przyjedzie na okresowe badanie techniczne.
Dziękuję za rozmowę.
Źródło zdjęcia głównego: dostawczakiem.pl
Odpowiedzi
Napisz tu swoją opinię
jak mu tak źle i ciężko temu waszemu rozmówcy to niech się zwolni. cała ta formacja jest do likwidacji.
Komentarze zamknięte.