Kosztuje dużo, ma ograniczoną ładowność i mały zasięg przy niskich temperaturach. Czy zatem sukces rynkowy jest… poza zasięgiem Opla Vivaro-e?
Samochody napędzane silnikiem elektrycznym to przyszłość i zarazem kierunek, w którym podąża światowa motoryzacja. Koniec i kropka.
Można się zżymać, śmiać, dyskutować, że jednak przyszłość to wodór a nie ciężkie i mało wydajne baterie. W każdym razie aktualne nastroje Polaków w kwestii elektromobilności można porównać do… żałoby.
Psycholodzy wyznaczyli kilka faz, które człowiek przeżywa po stracie kogoś bliskiego. Aktualnie większość zmotoryzowanych jest w pierwszym stadium, czyli szoku i niedowierzania.
Potem czeka nas tęsknota połączona z żalem po oleju napędowym i benzynie. Kolejna faza to dezorganizacja i rozpacz. Na końcu przychodzi akceptacja i próba ponownego „ułożenia” sobie życia. Życia bez Diesla i Pb95.
Zobacz też: Elektryczne trojaczki PSA z tytułem International Van of the Year 2021
A teraz żarty na bok. Pod koniec 2020 roku importer Opla skontaktował się ze mną z propozycją kilkugodzinnego testu Opla Vivaro-e – pojazdu, który z innymi elektrycznymi wersjami typoszeregu K Zero otrzymał tytuł Samochodu Dostawczego Roku 2021.
Grzecznie podziękowałem, jednak obiecałem sprawdzić dostawczego elektryka podczas tygodniowego testu w nieco późniejszym terminie.
Akurat tak się złożyło, że w trakcie wyznaczonych na przełom stycznia i lutego 2021 roku jazd testowych temperatury – i to nawet w ciągu dnia – spadały mocno poniżej zera, a na drogach utrzymywał się śnieg, lód czy błoto pośniegowe.
Jednym słowem, elektryczny furgon Opla musiał się zmierzyć z dwoma przeciwnikami wagi ciężkiej: polską zimą i polskimi „drogowcami”.
Opel Vivaro-e – na zielonych tablicach rejestracyjnych
Prezentowany furgon to wersja L2, czyli tzw. Long. Biała elektryczna „blaszka” wyróżnia się najbardziej od swoich spalinowych wersji tym, że posiada zielone tablice rejestracyjne.
Taki wyróżnik pozwala do końca 2025 roku poruszać się buspasami, co zdecydowanie ułatwi przejazd przez zakorkowane centra dużych miast.
Do tego wprawione oko zauważy, że na lewym przednim błotniku znajduje się klapka od gniazda ładowania.
Spoglądając ku tyłowi widać, że nadwozie elektrycznego K Zero „zdobi” klapka od wlewu oleju napędowego, a po otwarciu drzwi kierowcy zauważyć można plastik maskujący miejsce po wlewie zbiornika AdBlue.
Zobacz też: VW e-Crafter – relacja Przemka z zimowej eksploatacji elektryka
W środku znajdziemy tę samą deskę rozdzielczą, jak w każdym innym Vivaro C.
Z jednej strony mamy twarde plastiki i przeciętną ilość miejsca – dla 3 osób jest już po prostu ciasno. Jednak spasowanie elementów wnętrza stoi na przyzwoitym poziomie. Jedynie trochę trzeszczała metalowa przegroda bezpośrednio za plecami kierowcy.
Półek oraz schowków jest całkiem sporo, chociaż tzw. cupholdery na szczycie deski rozdzielczej to nie jest nigdy dobry pomysł – 0,5-litrowa butelka obija się o słupek A, do tego dochodzą refleksy w przedniej szybie.